Co jest duszą banku?
Było to ponad 20 lat temu, gdy toczyły się burzliwe dyskusje dotyczące outsourcingu bankowego – czy jest dopuszczalny, czy może objąć go częściowym zakazem, a może całkowitym? Pamiętam, że w trakcie jednaj z dyskusji, w której uczestniczyli doświadczeni bankowcy zadałem z pozoru głupie pytanie: Co jest duszą banku? Innymi słowy, czy jesteśmy w stanie wskazać jakąś czynność, która decyduje o tym, że bank jest bankiem? Padały różne odpowiedzi, ale dotyczyły one tego, co bank robi, a nie, czym jest.
Znane jest powiedzenie św. Augustyna: Jeżeli nikt mnie nie zapyta czym jest czas to wiem, natomiast jeżeli próbuję to komuś wytłumaczyć to nie wiem. Przytaczam je, ponieważ w naszej dyskusji szybko doszliśmy do wniosku, że z bankami jest tak samo. Niby wiemy, ale gdy trzeba było zdefiniować istotę banku byliśmy dość bezradni.
Problem ten w pewnym sensie powrócił pod koniec poprzedniej dekady, gdy wieszczono rychłą śmierć banków. Miały je wyprzeć fintechy – nowoczesne, zwinne (agile) firmy technologiczne, które znacznie łatwiej i skuteczniej miały świadczyć usługi bankowe, czy szerzej, finansowe. Banki miały co najwyżej za nędzne grosze zbierać depozyty. Szybko się jednak okazało, że rację miał Mark Twain mówiąc: Wiadomości o mojej śmierci były mocno przesadzone. To samo (jak na razie) odnosi się do banków.
W dyskusjach na temat: banki vs. fintechy powróciło pytanie o to, czym jest istota banku, czy szerzej – czym właściwie jest bank? Bez tego rozstrzygnięcia nie bylibyśmy w stanie stwierdzić, czy bank umarł, czy może nadal trzyma się mocno. Jak na razie banki wchłaniają różne fintechy i stają się coraz bardziej skomplikowanymi firmami technologicznymi, naszpikowanymi wyrafinowanymi rozwiązaniami IT. Jednak ten rozwój technologii nie przyniósł nam jako społeczeństwu, lepszego rozumienia istoty bankowości.
W zasadzie wydaje się to dziwne. Minęło już 35 lat od wejścia w nową rzeczywistość gospodarki rynkowej, która funkcjonuje i rozwija się właśnie dzięki bankom. Pominąwszy ostatnią dekadę banki dynamicznie się rozwijały. Dzięki rozwiązaniom technologicznym mamy w Polsce nowoczesny system bankowy i sprawnie z niego korzystamy. Ale nasze pojęcie tego, czym jest bank i bankowość nadal jest rodem z PRL, co spróbuję poniżej pokazać.
W większości krajów terminu bank używa się głównie w języku potocznym. W terminologii prawniczej, regulacyjnej, mowa jest raczej o instytucji kredytowej albo o pośredniku finansowym (finacial intermediary). To ostatnie określenie oddaje pierwotny sens bankowości. Pojawiła się ona, gdy banki zaczęły obracać pieniędzmi, czyli przyjmować depozyty od deponentów płacąc im odsetki stanowiące wynagrodzenie za korzystanie z przyjętych środków. Finansowały nimi kredyty udzielane kredytobiorcom pobierając wynagrodzenie w postaci odsetek od kredytu.
W miarę upływu czasu biznes bankowy rozwijał się, przybywało instrumentów finansowych, którymi banki obracały. Każda transakcja wykonywana za pośrednictwem banku generowała zysk. Trzeba dodać, że część z banków z wolna wprowadzała działalność na własny rachunek.
Dzięki bankom i udzielanym przez nie kredytom rozwijały się gospodarki poszczególnych krajów i wzrastała zamożność społeczeństw, do czego przyczyniały się również odsetki od gromadzonych w bankach depozytów.
To powiedziawszy dodam, że najlepszą moim zdaniem i najprostszą definicję podała mi pewna bardzo zdolna humanistka mówiąc, że istotą bankowości jest pośredniczenie w operacjach instrumentami finansowymi między dwiema stronami. Generuje ona zysk od każdej operacji, który jest prowizją za świadczone usługi.
Ten model obcy był jednak gospodarce socjalistycznej. 3 stycznia 1946 roku Krajowa Rada Narodowa objęła zarządem państwa wszystkie polskie banki. Słowo bank było już tylko jednym z elementów nazwy poszczególnych przedsiębiorstw państwowych zajmujących się dystrybucją pieniędzy zgodnie z planami władz. Gospodarka finansowa państwa, a w szczególności banków straciła jakikolwiek kontakt z zasadami ekonomii. Państwo dawało kredyty wskazanym przez siebie grupom społecznym. Państwo dawało dopłaty do kredytów, wybranym grupom społecznym. Państwo dawało nawet kredyty bezzwrotne. (Nie neguję ich przeznaczenia, ale jestem zdecydowanie przeciwny posługiwaniem się w świecie ekonomii i finansów nieprecyzyjnymi określeniami, zwłaszcza oksymoronami, które jedynie sieją mętlik w głowach). Nic więc dziwnego, że w świadomości społeczeństwa wizerunek banku uległ przepoczwarzeniu. Niegdysiejsze instytucje jednoznacznie komercyjne zaczęto postrzegać jako instytucje użyteczności publicznej z całym bagażem tego pojęcia, szczególnie zaś z funkcjami pomocowymi i socjalnymi.
Transformacja systemowa 1989 roku przywróciła bankom ich dawną rolę w gospodarce rynkowej. Niestety, nikt nie zadbał o wyplenienie sposobu myślenia rodem z PRL. Stąd opowieści, że wartość pieniądza w czasie nie zmienia się, że spłata kredytu obejmuje tylko kapitał, że samo istnienie odsetek od kredytu jest nadużyciem i wiele innych, mniej lub bardziej podobnych. Dopóki się to nie zmieni będziemy świadkami sporów. Będą je toczyli z bankami głównie przedstawiciele mediów i kancelarii prawnych, którzy dla niepoznaki wciągnęli na siebie skórę konsumentów. Ich siłą jest wizja banku wciąż tkwiąca głęboko w PRL, która doskonale przemawia do społeczeństwa.
Świetnym przykładem podobnego anachronizmu myślenia są narastające problemy na rynku mieszkaniowym. Od lat miesza się na nim komercyjna działalność podmiotów rynkowych, przede wszystkim banków komercyjnych, z socjalną działalnością państwa, które chciałoby obarczyć komercyjne banki finansowaną przez nie działalnością dobroczynną.
Ale to jest już temat na kolejny komentarz.
Andrzej Reich, Lider Klubu Odpowiedzialnych Finansów przy EKF