Samorządowcy dobrze wiedzą, czego oczekują mieszkańcy polskich miast i gmin. Ale teraz mają poczucie, jakby te miasta i gminy przeniosły się nagle z Polski gdzieś na ruchome piaski. I wcale nie spowodowała tego pandemia, tylko – rząd. Wobec pustych budżetów zdają sobie sprawę, jak trudno będzie oczekiwaniom mieszkańców sprostać.
– Mamy wzrost zamożności miast, gmin i miasteczek i wielkie emocje związane ze zmianami, które są wprowadzane (…) Mam nadzieję na merytoryczną dyskusję (…) by najlepiej wykorzystać środki finansowe, by zmienić nasz kraj na lepsze – mówił podczas Samorządowego Kongresu Finansowego odbywającego się w Sopocie prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, współinicjator Kongresu.
– Mieszkańcy chcą, żeby realizować wszystko. Widzą jak rozwija się Lublin i chcą tego samego w Chełmie – dodał Jakub Banaszek, prezydent tego miasta.
Konsultacje z mieszkańcami, pytania o to na czym im najbardziej zależy – na tej podstawie powstają samorządowe strategie rozwoju. A mieszkańcy chcą poprawy jakości życia. Więc samorządowcy się głowią – gdzie i o jakich porach pojawia się najwięcej pasażerów komunikacji miejskiej, dokąd jadą, gdzie, kiedy i dlaczego powstają korki? Żeby ludzie nie czekali godzinami na tramwaj lub autobus, żeby nie jechali upchani jak śledzie w beczce.
Na te pytanie coraz częściej pozwala odpowiedzieć też zaawansowana analiza danych, której używa np. Kraków. Jak daleko mają mieszkańcy do miejsca, w którym można spokojnie pobiegać albo choćby poczłapać? Gdzie i dlaczego jest najbardziej zanieczyszczone powietrze? Ilu ludzi mieszka w warunkach, w których nie można mieszkać? To problemy, które przesądzają o jakości życia. A rozwiązywanie ich wymaga inwestycji.
Samorządy bez pieniędzy
Tymczasem to, co rząd zrobił samorządom przez sześć ostatnich lat budzi teraz wśród samorządowców najgorsze obawy. Nawet o to, że są to dążenia do całkowitej zmiany ustroju państwa poprzez wyeliminowania zasady subsydiarności. To jedna z podstaw ustroju zachodnich demokracji. Mówi ona, że państwo powinno mieć tylko takie zadania, z jakimi nie potrafiłyby sobie poradzić np. gminy. Trudno np. żeby gminy powoływały własne armie, czy kupowały F16. A w jaki sposób udowodnić, że województwa, powiaty, miasta czy gminy sobie z niczym nie radzą? Zabrać im pieniądze.
Tak było w czasach tzw. reformy oświaty kilka lat temu. Samorządy musiały wydać krocie na rozbudowę, przebudowę, dobudowę szkół, a za tym nie poszły pieniądze, choć prawo mówi o subwencji oświatowej. Obniżki podatków PIT i CIT spowodowały, że do budżetów samorządów wpływa mniej pieniędzy, a nie zostało to im w żaden sposób zrekompensowane.
Teraz planowane jest w tzw. Polskim Ładzie podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł, a to będzie kolejny cios w budżety samorządów. Z szacunków samorządowców wynika, że dochody będą mniejsze o 10-11 mld zł.
– Nie możemy zrezygnować z jakości życia mieszkańców – mówiła Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi.
Samorządowy Kongres Finansowy odbywa się w ramach inicjatywy Local Trends, zorganizowany został przez prezydentów miast – Poznania, Jacka Jaśkowiaka i Sopotu – Jacka Karnowskiego. Po to, żeby stworzyć platformę rzeczowej i uczciwej dyskusji samorządowców z politykami. Służącą także do budowy zaufania, o które coraz trudniej.
– Wojna plemienna na poziomie krajowym jest największym problemem naszego kraju. Inicjatywa Local Trends, w ramach której odbywa się Samorządowy Kongres Finansowy, jest po to, żeby te sytuację przełamać – mówił Jacek Jaśkowiak.
– Na Samorządowym Kongresie Finansowym chcemy rozmawiać o rzeczach najważniejszych, a – oprócz wartości – najważniejsze są finanse. Dla samorządowców bardzo ważne są środki własne, wypracowane w miastach i gminach – dodał Jacek Karnowski.
Jest dobrze, ale mogło być lepiej
Jak wyglądają finanse samorządów w chwili, gdy do Polski mają trafić olbrzymie pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy oraz z Funduszu Spójności w ramach perspektywy budżetowej na lata 2021-27? Seria decyzji rządu podkopująca stabilność finansów samorządów spowodowała – z punktu widzenia władz lokalnych – bardziej dotkliwe skutki niż pandemia.
Finanse jednostek samorządu terytorialnego (JST) – w skali całego kraju – zakończyły ubiegły rok nadwyżką w wysokości 5,7 mld zł, choć gdy wirus się w Polsce rozszalał zakładały nawet, że będą mieć 21 mld zł deficytu. Więc jest tak dobrze?
Tylko pozornie, bo niebezpiecznie zaczęła w ciągu ostatnich lat topnieć ich nadwyżka operacyjna. To właśnie z tej nadwyżki samorządy mogą przeznaczać pieniądze na inwestycje i to właśnie ona pozwala spłacać ewentualne długi zaciągane na finansowanie inwestycji i wkładu własnego. Nadwyżka operacyjna samorządów skurczyła się w zeszłym roku o kolejne 11 proc.
Jakie były tego skutki? Jedna trzecia polskich samorządów w zeszłym roku zmniejszyła inwestycje. Nakłady inwestycyjne JST w skali kraju spadły o 4 proc., choć wciąż płynęły pieniądze z poprzedniej unijnej perspektywy budżetowej.
– Znacznie gorzej wygląda nadwyżka operacyjna budżetów samorządów. Wysokie były deficyty w miastach na prawach powiatów – mówił Paweł Swianiewicz, profesor Uniwersytetu Warszawskiego.
– Nadwyżka operacyjna (…) znacząco się obniżyła. Nie możemy rezygnować z inwestycji związanych z finansowaniem unijnym – dodał prezydent Lublina Krzysztof Żuk.
Ustalmy najpierw skąd samorządy mają pieniądze? Rząd – zgodnie z zasadą subsydiarności – przekazuje im pieniądze np. na oświatę czy pomoc społeczną. A po tzw. reformie oświaty subwencja oświatowa już nie starcza na realizację tych zadań.
– Na kompetencje otrzymywane od rządu powinniśmy otrzymywać środki finansowe by je realizować. Często tak nie jest – mówił Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego.
Samorządy muszą więc dokładać do zadań im powierzonych. Skąd? Z dochodów własnych. Lwią część tych dochodów stanowi udział w podatkach PIT płaconych przez obywateli i CIT, płaconych przez przedsiębiorstwa. Ale obniżki podatków – choć samorządowcy nie kwestionują ich sensu – powodują obniżenie ich dochodów własnych.
– Nie da się zapewnić odpowiedniego funkcjonowania samorządów przy ubytkach dochodów – mówił Jakub Banaszek.
Ale to nie koniec, bo rząd zapowiedział tzw. Polski Ład. Zadeklarował chęć podniesienia kwoty wolniej od podatku PIT do 30 tys. zł, co oczywiście zmniejszy wpływy z tego podatku, a tym samym dochody własne samorządów.
– Szacujemy, że nasze ubytki w dochodach własnych związane ze zmianami podatkowymi proponowanymi przez rząd mogą wynieść 20-25 proc. – mówił Jacek Brygman, wójt gminy Cekcyn, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
– Obniżki PIT i CIT powinny być rekompensowane samorządom. PIT i CIT to 23 proc. budżetu miasta. W przypadku Łodzi będzie to łączna strata ok. 400 mln zł w dochodach – dodała Hanna Zdanowska.
Mniej pieniędzy na inwestycje
Jakie mogą być konsekwencje mniejszych drastycznego zmniejszenia budżetów samorządów? Lublin przygotował strategię rozwoju do 2030 roku i – jak mówi Krzysztof Żuk – jest ona “wyłącznie partycypacyjna”, to znaczy zgodna z celami, które wyznaczyli sami mieszkańcy. Co więcej odpowiada na wyzwania zielonej transformacji, bo to mieszkańcy Lublina mówią, że chcą oddychać czystym powietrzem.
A mieszkańcy Lublina to przecież też Polacy. Lecz Lublin, podobnie jak inne samorządy, znalazł się na ruchomych piaskach. Strategia zawisła w powietrzu, bo zupełnie nie wiadomo, jakie będą dla niej ramy finansowe.
– W 2022 roku będziemy kontynuować inwestycje z perspektywy unijnej, która się skończyła. Przez dwa lata będziemy mieli jeszcze dostęp do funduszy europejskich. Ale nie będzie nowych inwestycji, ze względu na ryzyka związane z ich uruchamianiem – mówił Krzysztof Żuk.
– Jak wejdzie tzw. Polski Ład, zabierze nam całą nadwyżkę operacyjną, więc nie będziemy mieli wolnych środków. W każdym mieście ten scenariusz się powtarza – dodał Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.
Rząd deklaruje, że chce ustabilizować dochody samorządów, żeby z ruchomych piasków mogły przenieść się z powrotem tam, gdzie były. W zeszłym roku przedstawił jednostkom samorządu terytorialnego propozycję, jak to zamierza zrobić. Najważniejsza w tej propozycji jest stabilności dochodów z PIT i CIT, tak by w momencie planowania budżetu na rok kolejny, samorządy wiedziały, jakie pieniądze podzielone na 12 równych rat będą wpływały do ich budżetów.
– Wprowadzono regułę dochodową, która ma zapewnić dochody z PIT i CIT nie niższe niż w roku poprzednim – mówił podczas Kongresu wiceminister finansów Sebastian Skuza.
Na razie to jednak tylko obietnice, za którymi nie stoją żadne instrumenty prawne.
– Chcielibyśmy wiedzieć wcześniej jak finanse samorządów będą wyglądały. To zaleta propozycji rządowej. Mieliśmy jednak do czynienia ze zmianami reguł gry w trakcie roku budżetowego w związku ze zmianami w podatkach. Bardzo zależy nam na stabilizacji – mówił Jacek Brygman.
– Stabilność dochodów samorządów jest sprawą zasadniczą – dodał prezydent Katowic Marcin Krupa.
“Niedosyt transparentności”
Pieniądze z Unii powinny spowodować, że przez kolejne 2-3 lata powinny rosnąć inwestycje w całej Polsce po ich dramatycznym spadku w ubiegłym roku. Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju zapewnia, że samorządy będą mogły korzystać z wysokich dotacji na inwestycje z funduszu Banku Gospodarstwa Krajowego, czyli Programu Inwestycji Strategicznych, planowanego w wysokości prawdopodobnie 120 mld zł.
Ale samorządy nie wiedzą, w jaki sposób środki te będą przydzielane. Sparzyły się już na Funduszu Inwestycji Lokalnych, z którego pieniądze dostawały niemal wyłącznie te, gdzie władzę sprawowali włodarze ubrani w barwy rządzącej partii.
– Jest duża oferta środków finansowych, krajowych i unijnych na rynku, ale pytanie czy będzie uczciwa gra, jeśli chodzi o dysponowanie krajowymi środkami inwestycyjnymi. Mamy niedosyt transparentności – mówił Marek Woźniak, marszałek województwa wielkopolskiego.
– Nie otrzymaliśmy ani złotówki z Funduszu Inwestycji Lokalnych. Nie widzę końca walki o transparentność (…) Nie znamy mechanizmów, zasad przyznawania dotacji, nie do końca zatwierdzona jest struktura przyznawania dotacji i środków zwrotnych z Krajowego Planu Odbudowy – dodał Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego.
Kwestie nacechowanego sympatiami politycznymi kierowania środków inwestycyjnych dla samorządów, to tylko jedna z obaw. Bo druga związana jest z pustoszejącymi budżetami i “wyzerowaną” w wielu JST nadwyżką operacyjną, pożeraną przez bieżące wydatki. A więc z brakiem środków na wkład własny. Tymczasem to inwestycje samorządów stanowią około połowy inwestycji publicznych w Polsce.
– Pojawia się pytanie o zdolności samorządów by zapewnić wkład własny – powiedział Mieczysław Struk.
– Na rynku jest dużo dostępnych, tanich instrumentów finansowych, tylko musimy mieć z czego to spłacić – dodał Marcin Krupa.
Inwestycje samorządów to nie tylko komunikacja miejska, chodniki, mieszkania komunalne, których jest za mało, miejsca odpoczynku dla mieszkańców. To także przygotowanie infrastruktury potrzebnej do inwestycji kapitału prywatnego. Pomimo pandemii Łódź ogłosiła w ciągu ostatnich miesięcy 12 nowych inwestycji, a większość z nich w obszarze nowych technologii.
– Największym wyzwaniem będzie osiągnięcie dzięki inwestycjom innowacyjności gospodarki, wysoko zaawansowanej, innowacyjnej produkcji, która będzie konkurowała na światowych rynkach – mówił Marek Woźniak.
Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak dodaje, że idealny montaż przygotowania pod inwestycje jest taki, że samorząd wykłada 50 mln zł, kolejne tyle idzie z funduszy unijnych, a następne 300 mln zł inwestuje kapitał prywatny. A to już służy gospodarce całego kraju.
Jacek Ramotowski
Artykuł ukazał się na stronie Interia.pl i jest dostępny:
TUTAJ