Czy Polska powinna wejść do strefy euro, gdyż – poza rachunkiem korzyści i kosztów gospodarczych – zmieniły się uwarunkowania geopolityczne, trwa wojna tuż za naszą wschodnia granicą? Tak postanowionemu zagadnieniu poświęcona była debata oksfordzka podczas Europejskiego Kongresu Finansowego. Wzięli w niej udział zarówno wyjadacze od polityki finansowej, mający w niej imponujące doświadczenie, jak też ludzie młodzi.
Z powodów geopolitycznych do strefy euro weszły w swoim czasie państwa bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia. Po przeprowadzonym przez Rosję cyberataku na Estonię w 2007 roku wejście do strefy euro okazało się dla tych państw ucieczką do strefy bezpieczeństwa jeśli chodzi o obrót finansowy, bezpieczeństwo waluty i rezerw walutowych. Słowem – jeśli bank centralny i jego majątek znajduje się we Frankfurcie nad Menem, to jest to znacznie dalej od Rosji, niż gdy znajduje się w Talinie, Rydze lub Wilnie. Idąc tym tropem – po napaści Rosji Ukraina przeniosła swój cały system finansowy do chmury Amazona pod Franfurtem.
Czy i jakie znaczenie ma to dla Polski, bezpieczeństwa naszych rezerw i całego systemu finansowego? Tego nie wiemy, a debata na to pytanie nie dała odpowiedzi. Faktem jest jedynie, że sytuacja geopolityczna, bliskość agresywnego sąsiada, zachęcała w przeszłości liczne kraje do wyboru unii walutowej.
– Argumenty geopolityczne były za słabo podkreślone – podsumował debatę Krzysztof Borusowski, prezes spółki BEST.
Najważniejszy argument geopolityczny, a raczej geoekonomiczny dotyczy jednak nie samej Polski, lecz całej Europy. I wcale nie wynika z tego, że największym zagrożeniem jest Rosja. W Azji rosną nowe wielkie potęgi gospodarcze, a PKB Chin jest już większy niż całej Unii. Unia potrzebuje większej i coraz silniejszej integracji, żeby przeciwstawić się rosnącym potęgom. Być może najważniejszym narzędziem tej integracji jest właśnie euro.
W debacie padały głównie argumenty gospodarcze. Najsilniejsze przeciwko przyjęciu euro od lat przytacza Stefan Kawalec, prezes Capital Strategy, w okresie transformacji wiceminister finansów odpowiedzialny m.in. za starania Polski o skuteczne wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Uważa on, że elastyczność kursu walutowego, a zatem możliwość zewnętrznej dewaluacji chroni gospodarkę przed kryzysami, gdy staje się ona mniej konkurencyjna. I podaje przykład Włoch, które utraciły konkurencyjność, nie mogą „zdewaluować” euro, a wskutek tego przez wiele lat są w recesji.
Marek Tatała, prezes Fundacji Wolności Gospodarczej uważa z kolei, że za wieloletnią recesję w takich krajach jak Grecja czy Włochy odpowiedzialna jest zła polityka gospodarcza, a nie euro.
– Wejście do strefy euro nie może być połączone z prowadzeniem bardzo złej polityki gospodarczej. Nieuzasadnione jest mówienie, że Polska będzie popełniała takie błędy, jak Grecja czy Włochy. Wejście do strefy euro powinno być busolą polityki gospodarczej – powiedział.
Zwolennicy przyjęcia euro wymieniali argumenty, że Polska popisując Traktat z Maastricht zgodziła się na wejście do strefy euro. Euro może wzmocnić potencjału rozwoju Polski i zachowanie stabilnej pozycji na arenie międzynarodowej. Nieuczestniczenie w pogłębionej europejskiej integracji może oznaczać wręcz wykluczenie. Euro może stać się filarem zapewnienia bezpieczeństwa Polski a także jej gospodarczego rozwoju, gdyż silniej zwiąże nasz kraj z Unią. Pozbycie się niestabilnego złotego pomoże ustabilizować przpływy kapitałowe.
Przeciwnicy wymieniali natomiast argumenty, że euro pociągnęłoby za sobą koszty związane z rezygnacją z własnej waluty. Elastyczny kurs walutowy działa antycyklicznie – złoty umacnia się w boomie, a w kryzysach osłabia, co pomaga gospodarce. Polska w strefie euro byłaby relatywnie małą gospodarka, więc miałaby niewiele do powiedzenia. Euro nie zwiększa bezpieczeństwa. Zwiększa je przynależność do NATO.