Jednym z najważniejszych tematów obrad Europejskiego Kongresu Finansowego jest ryzyko na jakie narażony jest sektor bankowy z powodu nietrafnych regulacji oraz kredytów hipotecznych, A także temu, co zrobić, by polski rynek kredytowania mieszkań ucywilizować i uniknąć w przyszłości sytuacji, kiedy każdy kredytobiorca może podważyć zawartą wiele lat wcześniej umowę.

Ok. 35 mld zł rezerw utworzonych przez banki do końca zeszłego roku i nieustanna niepewność jak zostanie rozwiązana sprawa kredytów we frankach to jedna twarz problemów sektora bankowego. Ale druga spogląda w przyszłość i zastanawia się co zrobić, żeby podobne historie się nie powtórzyły. Czy bank może udzielić konsumentowi kredytu hipotecznego na 20-30 lat i wziąć na siebie wszystkie możliwe ryzyka?

– Kredyt zupełnie bez ryzyka tak naprawdę nie jest możliwy – powiedział Andrzej Reich, lider Klubu Odpowiedzialnych Finansów.

Ryzyko podejmowane przez banki mają mitygować regulacje. Nie zawsze działają jednak tak jak trzeba. Przypomnijmy – wkrótce po wielkim globalnym kryzysie finansowym z lat 2007-9 kraje G20 doszły do wniosku, że sektor bankowy wymaga nowych i bardziej surowych regulacji, żeby był odporny na kryzysy. Pamiętajmy, że w kryzysie padały największe na świecie banki, a rządy państw ratowały je pieniędzmi obywateli. Gdyby tak nie postąpiły, cały system finansowy na świecie obróciłby się w ruinę, jak zdmuchnięty falą tsunami.

Misję stworzenia nowych reguł dla banków otrzymali eksperci z Bazylejskiego Komitetu Nadzoru Bankowego i w okolicach 2011 roku zakasali rękawy. Kilka lat później bankowcy mówili – zmiecie nas z powierzchni ziemi regulacyjne tsunami. I tak mówią do dziś, zwłaszcza że regulatorzy zajęli się także ochroną konsumenta. Czy są jakieś granice nowych regulacji?

– Stopień zagubienia się w gąszczu regulacji jest narastający – mówił podczas debaty Europejskiego Kongresu Finansowego prezes mBanku Cezary Stypułkowski.

– Ucieczka od regulacji pewnie nie jest możliwa, choć na różnych płaszczyznach rynek jest przeregulowany – dodał Łukasz Gasiński, partner kierujący zespołem prawa regulacyjnego Rymarz Zdort Maruta.

Adam Puchalski, doradca w departamencie regulacyjnym kancelarii prawnej Rymarz Zdort Maruta podaje twarde dane. Regulacje sektora bankowego w 2008 roku liczyło ok. 110 stron. O czasu kiedy zaczął pracować komitet bazylejski rosły po ok. 300 stron rocznie. W Polsce działalność bankową regulują 33 ustawy i 90 rozporządzeń. W latach 2009-16 nadzorcy w USA i Unii nałożyli na banki kary w wysokości ponad 300 mld dolarów za niestosowanie się do regulacji. A do tego dochodzą jeszcze zalecenia nadzoru finansowego.

– Ingerujemy wtedy, gdy same podmioty sygnalizują, że przepisy wymagają dostosowania.
Ingerujemy, gdy widzimy, że coś nie do końca daje się samo wyregulować (…) Wyznaczamy
standard podziału korzyści i ryzyk pomiędzy uczestnikami rynku finansowego – powiedział Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego.

Alternatywą dla regulacji mogłaby być samoregulacja sektora. Polega to na tym, że banki dochodzą do porozumienia w jakichś sprawach, że np. nie będą udzielać kredytów o pewnych parametrach. Prezes Bankowego Funduszy Gwarancyjnego Piotr Tomaszewski gasi jednak te nadzieje.

– Nie wierzę w samoregulację sektora (…) Regulacje przeszkadzają w wypracowaniu zysku dla akcjonariuszy – powiedział.

Odmiennego zdania był jednak przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Jacek Jastrzębski.

– Idea samoregulacji i samooczyszczania jest mi bardzo bliska. Doszło do udanych samoregulacji, jak np. opłaty za zarządzanie funduszu inwestycyjnego czy bankassurance. Liczymy na dobre praktyki i porozumienie samoregulacyjne. To ma wielką wartość cywilizacyjną. Bardzo wspieramy inicjatywy samoregulacyjne – powiedział.

Banki twierdzą, że dotkliwie odczuwają regulacje związane z ochroną konsumenta. Już samo pojęcie „abuzywności” klauzul w umowach i zastosowanie go do przeszłości jest przez bankowców mocno krytykowane. Chodzi tu m.in. o to, że w czasach, gdy umowy kredytowe były podpisywane, zapisy w umowach uznawane za abuzywne teraz nie budziły wątpliwości. Tak jest w przypadku kredytów we frankach. Banki odwoływały się w umowach do tabeli kursów walut, bo w zasadzie był to najbardziej przejrzysty punkt odniesienia. A teraz sądy uznają takie zapisy za abuzywne i unieważniają umowy kredytowe.

– Niespotykane jest to, że kolejnym źródłem prawa – z perspektywy instytucji nadzorowanych – jest wykładnia organów nadzoru. Wykładnia działa wstecz. Z tej perspektywy tworzenie relacji długoterminowych z konsumentem traci sens (…) jest niemożliwe. Przedsiębiorca w takie relacje wchodził nie będzie – mówiła Magdalena Szwarc-Bakuła, dyrektor obszaru prawnego Santander Bank Polska

– Istnieje możliwość podważania wieloletnich kontraktów w drodze uznania go za abuzywny.
To jest niebezpieczeństwo bardzo otwarte. Jeśli tego porozumienia się nie wypracuje, to będziemy działać długoterminowo w niepewności prawnej – dodał Adam Puchalski.

Działający przy EKF Komitet Odpowiedzialnych Finansów chce zaproponować wystandaryzowaną umowę o kredyt hipoteczny, żeby uniknąć na przyszłość sytuacji, do jakiej doszło z kredytami we frankach i – na razie nieudanymi – próbami podważania umów kredytowych w złotych opartych na stopie WIBOR. Akceptacja regulatorów dla takiego standardu spowodowałaby, że bank unika ryzyka, iż ktoś za 20 lat powie – o proszę, a to było w umowie abuzywne.

– Rynek potrzebuje wystandaryzowanej umowy kredytu hipotecznego. Nad takim rozwiązaniem pracuje grupa robocza przy Klubie Odpowiedzialnych Finansów. Wzorzec pomógłby odbudować zaufanie pomiędzy konsumentami a sektorem bankowym – mówiła podczas debaty „Jak zredukować ryzyko prawne kredytów mieszkaniowych” Zuzanna Zakrzewska, partner współzarządzająca w firmie doradczej EY Law.

Tym bardziej, że na rynku kredytów hipotecznych trwa zapaść. Po części spowodowana jest tym, że banki po prostu boją się ich udzielać. Czy jednak wystandaryzowana umowa jest w ogóle możliwa? Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta Tadeusz Chróstny wietrzy spisek w pracach na takim projektem.

– Wszystkie propozycje banków zmierzają do tego, żeby banki mogły wrócić do lat 90. i mieć z biznesu znowu wielkie zyski – powiedział.

– Nie mówimy o tym, że chcemy wprowadzić standard umowy, żeby biznes był as usual. Mówimy o tym, żeby uniknąć w przyszłości ryzyk prawnych. (…) Celem opracowania wspólnej umowy na pewno nie jest ochrona interesów banków kosztem interesów konsumenta – tłumaczył Andrzej Reich.

Trochę do kwestii wystandaryzowanej umowy podchodzi KNF.

– Głównym pytaniem jest, jaki powinien być rozkład ryzyka pomiędzy bank a klienta. Nie mówię, że jednolity wzór umowy byłby rozwiązaniem złym, ale nie jest odpowiedzią na zasadniczy problem, że niektórzy klienci nie powinni brać ryzyka – powiedział Jacek Jastrzębski.

Odpowiedzią na niedawny wzrost stóp procentowych, który spowodował próby podważania wskaźnika WIBOR były kredyty hipoteczne na stałą stopę. Ale w sytuacji, jeśli stopy procentowe zaczną spadać, klienci mogą kwestionować i te umowy, gdyż będą płacić więcej niż spłacający kredyty na stopę zmienną.

– Wydaje mi się, że zawsze banki wykazywały się należytą, a nawet nadmiarową starannością zawierając umowy o kredyt hipoteczny, a mimo to umowy kredytowe są podważane (…) Klienci mają stosunkowo dużą świadomość z jakimi ryzykami kredyty na stałą i na zmienną stope procentową się wiążą. Jestem zwolenniczką tego, żeby dominował model kredytu na stałą stopę zwłaszcza dla tych, którzy biorą go po raz pierwszy – powiedziała Bożena Graczyk, wiceprezes ING Banku Śląskiego.

– Trzeba odpowiedzieć na pytanie, jaki model kredytu powinniśmy w Polsce preferować. Myślę, że powinien być to kredyt na stałą stopę na okres 10 lat, z możliwością rekompensaty dla banku za wcześniejszą spłatę – powiedział Paweł Preuss, lider sektora finansowego EY Polska.

Z kredytami hipotecznymi związane jest jeszcze jedno ryzyko. Kredyty takie udzielane są na 20-30 lat, a finansowane z bieżących depozytów, które w każdej chwili mogą odpłynąć. Nazywa się to niedopasowaniem zapadalności aktywów i pasywów. KNF zamierza wprowadzić regulację, zmuszającą banki do emisji listów zastawnych, żeby to niedopasowanie zmniejszyć.

– To, że Polsce nie ma listów zastawnych jest największym zaniedbaniem ekonomicznym w polskim sektorze bankowym. W Polsce niedopasowanie (terminów zapadalności aktywów i pasywów) jest największe w Unii. Mamy strukturalną nadpłynność i na krótki termin nic nam nie grozi. Ale jest to ryzyko systemowe – powiedział Leszek Pawłowicz, koordynator EKF.

Listy zastawne to obligacje zabezpieczone kredytami hipotecznymi, a w rzeczywistości ich spłatami. Bank mający portfel kredytów hipotecznych wybiera z nich te o wysokiej jakości, czyli niskim ryzyku, przenosi je do banku hipotecznego, a ten następnie na określoną pulę wartości spłat w danym okresie, pomniejszoną o pewien odsetek tworzący margines dla mogących się pojawić ryzyk, może wyemitować obligacje. Zasada jest taka, że nawet jeśli bank upadnie, listy zastawne wyłączone zostają z masy upadłościowej, bo spłata kredytów trwa dalej. Dzięki temu listy zastawne emitowane przez dany bank mają znacznie wyższe oceny wiarygodności kredytowej niż sam bank i jego niezabezpieczone obligacje.

Listy zastawne, czyli obligacje zabezpieczone albo covered bonds w niektórych krajach stanowią podstawę do udzielania kredytów hipotecznych. I tak np. w Niemczech na ok. 1,7 bln euro kredytów hipotecznych wyemitowano 300 mld euro listów zastawnych. Największymi emitentami listów zastawnych są banki duńskie, gdzie kredyty hipoteczne są udzielane niemal wyłącznie w oparciu o emisje listów. W Polsce na ok. 500 mld zł kredytów hipotecznych listy zastawne mają wartość ok. 20 mld zł.

Nowa regulacja KNF przewiduje wprowadzenie wskaźnika WFD, który pokazuje jaki odsetek udzielonych przez bank kredytów mieszkaniowych „pokryty” jest długoterminowymi pasywami. Do nich zalicza się nadwyżkę funduszy własnych banku ponad wymóg nadzoru wraz z domiarami, wyemitowane przez bank obligacje, w tym także obligacje MREL, którego minimum banki muszą spełnić do końca tego roku, oraz listy zastawne. WFD zostałby wprowadzony w kilku fazach, żeby bankom dać czas na przeprowadzenie emisji.

Jak by wyglądało to teraz? Kamil Liberadzki, dyrektor w KNF i autor projektu przedstawił obliczenia, że siedem banków, które udzieliły 82 proc. wszystkich kredytów hipotecznych miałoby wymóg WFD 19,7 proc. , a gdyby miału wypełniony obowiązek emisji MREL ¬– 22,4 proc. Gdyby wymóg wynosił 20 proc., banki musiałyby wyemitować listy zastawne na ponad 16 mld zł. Gdyby go zwiększyć do 40 proc. – emisje musiałyby wynieść ponad 70 mld zł.

– Będzie to wyzwaniem dla mniejszych i słabszych banków, bo będą musiały wejść na rynek kapitałowy. Ale banki będą musiały w mniejszym stopniu zabezpieczać ryzyko stopy procentowej derywatami. Ważne jest, żeby listy zastawne były plasowane w złotym polskim na rynku krajowym – mówił Kamil Liberadzki.

Bankowcy są zgodni, że nowa regulacja wpłynęłaby na poprawę bezpieczeństwa polskiego sektora. Mają jednak obawy, czy na stosunkowo duże emisje na polskim rynku znajdzie się popyt. Rozwiązaniem jest emisja listów zastawnych dla klientów detalicznych.

Zobacz również

Organizator
Poprzedni slajdNastępny slajd
Partner Główny EKF
Partnerzy EKF
Poprzedni slajdNastępny slajd
Partnerzy Instytucjonalni EKF
Poprzedni slajdNastępny slajd
Partnerzy akademiccy
Poprzedni slajdNastępny slajd
Wybierz wydarzenie
Europejski Kongres Finansowy10 - 12 czerwca 2024

ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTER!

W ramach newslettera przesyłać będziemy informacje o inicjatywach Samorządowego Kongresu Finansowego. Możesz spodziewać się także zaproszeń do udziału w debatach, ale również materiałów eksperckich w postaci komentarzy, artykułów czy raportów i filmów video.

Wyrażam zgodę na otrzymywanie informacji drogą elektroniczną (newsletter) i listowną na temat innych wydarzeń organizowanych przez Fundację Centrum Myśli Strategicznych. Zgoda jest obowiązkowa. Administratorem moich danych osobowych jest Fundacja Centrum Myśli Strategicznych z siedzibą ul. Stępińska 28, 00-739 Warszawa, e-mail: kontakt@fundacjacms.pl Mam prawo cofnąć zgodę w każdym czasie (dane przetwarzane są do czasu cofnięcia zgody). Mam prawo dostępu do danych, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo sprzeciwu, prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego jakim jest Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych z siedzibą w Warszawie przy ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa oraz prawo do przeniesienia danych.*

 

Wyszukaj na stronie

Anuluj wyszukiwanie